środa, 20 listopada 2013

Rozdział 6 - "Pocałunek"

Na początek, zanim jeszcze cokolwiek przeczytacie chciałabym was bardzo przeprosić. Przepraszam że przez tak długi czas nie dodawałam kolejnego rozdziału, niestety nie miałam czasu na nic. Nauka, nauka i nauka- normalnie idzie zwariować! Nie zawracam wam więcej głowy moimi sprawami ^.^
Miłego czytania! <3


Wbiegłem do mojego "przytulnego", nowego domu, ciągnąc za sobą Karen. Pchnąłem za sobą frontowe drzwi i tylko czekałem na dźwięk zatrzaskiwanego z hukiem zamka. Kiedy w końcu do moich uszu dotarły wyczekiwane odgłosy, wypuściłem z ulgą powietrze z płuc. W końcu mogłem odetchnąć. Przytuliłem zdziwioną dziewczynę. Kiedy była w moich ramionach czułem, jakby świat był stworzony tylko dla mnie i dla niej. Wciągnąłem jej słodki zapach z lekką mieszaniną przerażenia, niepokoju i strachu. Kochałem jej zapach. Kochałem jej głos. Kochałem całą ją. Czy można kochać osobę znając ją zaledwie niecały dzień? Czuję jakbym znał ją całe życie. Moje całe porąbane życie. Z moich głębokich myśli wyrwała mnie Kar.
- Mógłbyś w końcu mnie puścić i powiedzieć co się stało?
- Och.. Tak, jasne. - z lekkim zażenowaniem uwolniłem dziewczyną z uścisku. Po czym wszystkiego się dowiedziała.
- Wow! Jesteś tu ledwie dzień, a już miałeś pełno dziwnych przygód!
- A może to oznacza że mnie tu nie powinno być? Może powinienem wyjechać? - spytałem.
- Nie powinieneś, jesteś tu potrzebny! Dla mnie! Dla lasu! Dla tej kobiety! - spojrzała mi głęboko w oczy i wtedy czas jakby stanął w miejscu. Powtórzyła - Dla mnie...
Zbliżyła się do mnie. Rękami objęła moją szyję, a czołem dotykała mojego czoła. Poczułem silna potrzebę pocałowania jej. Zamknąłem oczy i zbliżyłem swoje usta do niej. Czułem już lekki dotyk jej miękkich i ciepłych warg, kiedy drzwi wejściowe się otworzyły i do domu weszła moja kochana rodzinka. Szybkim ruchem odsunełem się od Karen.
- Cześć kochanie! A co to za śliczna dziewczyna? -  mama jako pierwsza zadała pytanie.
- Przedstawiam ci Karen. Mieszka niedaleko nas. - spojrzałem na nią i się uśmiechnąłem.
Kar była zdezorientowana i zawstydzona.
- Dzień Dobry. Miło mi państwa poznać. - posłała do moich rodziców swój uroczy uśmieszek.
- Jaka miła! Jestem mamą Justina, nazywam się Patrycja ale mów mi Pattie. - wskazała na ojca - a ten naburmuszony gość to tata Jeremy.
- Justin! Masz naprawdę miłą mamę! - uśmiechnęła się po czym uściskała Pattie.
- Taaa... Jasne... - odpowiedziałem z nutą ironii.
- Ja może już se pójdę. Dobranoc państwu! - powiedziała Karen po czym ruszyła w stronę wyjścia.
- Przepraszam za rodziców, za to że nam przeszkodzili. - rzekłem łapiąc ją za rękę.
- To nie powinno się zdarzyć. To ja przepraszam Justin...
W jej oczach widziałem bój i łzy. Nie czekając dłużej Karen rozpłakała się i wybiegła z domu.
Właśnie w tym momencie poczułem że zostałem zraniony. Jeszcze przez parę sekund patrzyłem się w pustą przestrzeń za drzwiami, po czym zamknąłem je z dużym hukiem. Pobiegłem do swojego pokoju i zacząłem się szybko pakować.
Nazajutrz rano byłem już w drodze do mojej cioci do Nowego Yorku.

................................................................................................................................
Podoba się rozdział? Komentujcie <3
Dziękuję mojej - o ile mogę Ciebie kochana tak nazwać - Natalce za to że natchnęła mnie swoim blogiem na pisanie tego rozdziału.
Jej blog jest niesamowity <3 <Link>

Agnes.

4 komentarze:

  1. JA PIERDOLE ;___; ON NIE MOŻE WYJECHAĆ ;C
    KAREN ZACHOWAŁA SIĘ NIEŁADNIE.
    A ROZDZIAŁ ŚLICZNY <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczny rozdział, już nie mogę się doczekać następnego

    OdpowiedzUsuń
  3. od dawna nic nie dodajesz:(

    OdpowiedzUsuń